15.09.2015
Berlin, godzina 12:00
Miasto pęka w szwach. Jak podają wiadomości, na użytek uchodźców oddano nawet halę sportową, w której przybysze śpią na równo ustawionych pryczach (jak powszechnie wiadomo, Niemcy potrafią ustawiać prycze w nienagannym porządku). Ośrodki dla azylantów są przepełnione. Na ulicach pełno materacy, rozłożonych kartonów, jakby pomników rozczarowania i goryczy, nadchodzących po otrzymaniu upragnionego statusu uchodźcy. W Niemczech, światowej stolicy miłosierdzia, prawo nie pozwala posiadaczom owego dokumentu podjąć legalnej pracy. Z moich obserwacji wynika, że problem niejako rozwiązał się sam. Uchodźcy czarnoskórzy sprzedają zioło w Görlitzer parku, zaś na Köpenickerstrasse w godzinach późnych można przechodząc usłyszeć ciekawe oferty kupna speedu, cracku oraz ecstasy, składane przez osoby o jaśniejszej, arabskiej karnacji. Życie nie znosi pustki.
Słońce już jesienne, ale jeszcze rozgrzewa. Jego światło przenika w wąwozy uliczek. Ładny dziś dzień. Pakuję ostatnie rzeczy i wychodzę z domu. Na ulicy zalewają mnie odgłosy metropolii. Ambulansy, których nigdy w życiu nie słyszałem tak wiele, kościelne dzwony, koła samochodów pędzących po bruku.
Brandenburgia, godzina 14:30
Cisza - zjawisko, uczucie, stan. W tej chwili jest dla mnie wszystkim na raz. Po raz pierwszy uświadamiam sobie jej wszechobecność teraz, po ponad dwóch godzinach drogi. Zatrzymałem się aby poprawić ciągle zsuwający się bagaż. Wiatr w uszach, skrzypienie łańcucha, mój przyśpieszony oddech, wszystko to ustało w jednej chwili. Nagle zupełnie sam znalazłem się w miejscu dla którego słowo „przemijanie” jest tym, czym bieda dla przeciętnego mieszkańca Luksemburga. Ponadczasowość tego widoku można zawdzięczać temu, co w większości przyczyniło się do sukcesu Niemców - brakowi zbędnych elementów. Cisza nie jest zaś, jak mogłoby się wydawać, kompletnym brakiem odgłosów, lecz, idąc za myślą Bobkowskiego, nagromadzeniem drobnych dźwięków, które uświadamiają nam jej skalę. Lekki podmuch wiatru, muskającego korony drzew, głosy ptaków lecących kluczem w stronę słońca - ten świat rok w rok może zachwycać tym samym, jednocześnie niczym nie rozczarowując. Dopinam kurtkę zwisającą z bagażnika i powoli rozpędzam rower.
Ogłuszająca cisza |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz