niedziela, 27 września 2015

Niemiecka jesień, cz. V

15.09.2015

Berlin / Brandenburgia, godzina 13:45

Za Spandau ciągną się już tylko blokowiska. Odcięte od świata, pogrążone w sennym marazmie. Jadąc przez te osiedla, tracę rachubę czasu. Wreszcie upragniona żółta tabliczka oznajmia mi, że wkraczam na teren miasta Falkensee. Przekraczam niewidzialną granicę i opuszczam Berlin. Dwie godziny zajęło mi wygrzebywanie się z tej metropolii. Zaczynam o niej myśleć już nie jak o mieście, a raczej jak o osobnym kraju związkowym, którym w rzeczywistości jest. Wjeżdżam w nieznane. Przede mną kraina, którą tak wiele razy wyobrażałem sobie, wobec której mam tyle oczekiwań. Chyba jednak na prawdziwą odmianę będę musiał chwilę zaczekać. Bezkres domków jednorodzinnych, widoczny po obydwu stronach drogi, przypomina o bliskości niedźwiedziego kolosa. Wciąż jestem na przedmieściach. Po krótkim postoju ruszam, nie mogąc się doczekać brandenburskiej ciszy.

Brandenburgia, godzina 19:45

Brandenburgia pachnie obornikiem. Ten zapach jest wszechobecny o tej porze roku. Naprawdę zbliża się jesień. Słońce uciekło za horyzont, niebo jednak nadal rozświetla mi drogę. Chcę zdążyć zanim ściemni się całkowicie. Od pół godziny nie mijał mnie już żaden samochód. Tylko jedna furmanka leniwie toczyła się w drodze do domu. Wreszcie most na Haweli. Po raz drugi dzisiaj przekraczam granicę Landu. Mijam kilka opuszczonych ceglanych domostw i wjeżdżam na prostą szosę do Havelbergu. Ostatnie kilometry. Zapach wilgotnego lasu, ciemność i cisza.

"W krainie ciemności i ciszy"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz