poniedziałek, 16 listopada 2015

Arm aber sexy

Minęły dwa miesiące a ja od dawna czuję się w Berlinie jak w domu. To miasto można pokochać i znienawidzić dziesięć razy dziennie. Przede wszystkim jednak jest miastem przez duże M. Prawie do samych jego granic ciągnie się gęsta zabudowa śródmiejska. Tysiące hektarów ulic i uliczek, które tworzą wrażenie niekończonej się metropolii. 

Myślę o historii tego arm aber sexy miasta, jak je nazwał sam burmistrz Klaus Wowereit. Plan tzw. Gross Berlin, uchwalony w 1920 roku przez lewicowe władze nowo-powstałej republiki weimarskiej, zakładał zwiększenie powierzchni miasta trzynasto-i-półkrotnie, przy czym populacja wzrosła dwukrotnie do 3,8 milionów mieszkańców (co uczyniło wówczas niemiecką stolicę drugim największym miastem na świecie).

Przede wszystkim gdy Berlin się rozrastał, pochłaniał mniejsze obrzeżne miasteczka, które już stanowiły część aglomeracji. Te miasteczka stały się dzielnicami, każda z własnym centrum, własną tożsamością, strukturą przestrzenną i społeczną. Tak więc Charlottenburg, Spandau, Lichtenberg czy moje Neukölln stały się dzielnicami metropolii, jednak zachowały autonomię, dzięki temu również silną tożsamość.

Warszawa nie miała szczęścia posiadać przygranicznych miasteczek, więc siłą rzeczy wchłaniała tylko pola uprawne i luźno zabudowane wsie. Trudno więc liczyć na to, że nagle na obrzeżach miasta znajdziemy gęsto zabudowany kamieniczkami kawałek miasta.

Poza tym - w czasach, kiedy Zachód najbardziej się rozwijał, my byliśmy tłamszeni. W epoce kolonializmu, bogacenia się przez podbój i grabież, to my byliśmy kolonią. W Berlinie widać ślady świetności tej złotej epoki Europy, jaką był wiek dziewiętnasty - monumentalne gmachy pałaców, rozsiane po całym mieście, parki z kaskadami, ponadstuletnie metro.

Warto jednak wspomnieć, że rozmiar miasta, chociaż ułatwia planowanie regionalne i prowadzenie polityki mieszkaniowej, komunikacyjnej i infrastrukturalnej, nie ułatwia rządzenia. Już teraz mówi się, że Berlin ist zu groß für Berlin. Nikt w pełni nie kontroluje tego giganta, który podzielony wieloma niewidocznymi „murami”, żyje własnym życiem.

Zdjęcie zrobiłem z góry tzw. Gasomieter, czyli tego co zostało z ogromnego zbiornika gazu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz