niedziela, 22 listopada 2015

Gera // noc

20.11.2015

Zamykam za sobą drzwi. Gwar z wnętrza cichnie. Na centralnym placu świąteczny targ, drewniane budy, pulsujące w rytm szlagierów. W tym mieście to chyba jedyne żywe miejsce w dzisiejszy, piątkowy wieczór. Staję na tarasie komunistycznego gmachu, skąd jarmark wygląda jak miniaturowe miasteczko dla lalek. Drewniane budki ściśnięte obok siebie; spomiędzy nich bucha muzyka, głosy i dym znad smażących się kiełbas. Ruszam przed siebie, wgłąb miasta, wolnym krokiem. Kamienne miasto - myślę sobie - bruk, szare domy, spadziste dachy, ciemność, cisza. Czuję się jak Harry Haller, szukający klubu anarchistów. Ciekawe, czy Herman Hesse odwiedził kiedyś Gerę. Bardziej prawdopodobne, że to krajobraz większości niemieckich miast. Albo więcej - krajobraz duszy a nie miasta, uniwersalny, potęgowany jedynie przez otoczenie - wyobcowane, dryfujące gdzieś pomiędzy przeszłością a teraźniejszością, bo o perspektywach na przyszłość nie może być tu mowy. 

Idę wolno ulicą pnącą się w górę. Myślę o Niemczech Wschodnich. To kraj stracony, który już się nie podniesie. Ci, którzy mogą, wyjeżdżają. Reszta, w znośnych warunkach, egzystuje. Mijam stare miasto, wąskie uliczki zmieniają się w szerokie, proste, prowadzące donikąd. Droga wciąż się wznosi. Na ulicach nikogo, mało latarni, mrok. Jedyna oznaka życia - oświetlony szyld baru, pod nim stojących kilka osób. Mijam ich, wszyscy milczą. 

Gdzieś w tym mieście duchów setki uchodźców mieszkają w opuszczonym szpitalu przemienionym w noclegownię. Jednego z nich spotkałem dziś na dworcu. Nie miał ze sobą nic, wysiadł z pociągu w obcym kraju, mieście, nie znając języka. Poprosił mnie po angielsku żebym zadzwonił na policję, do której ma się zgłosić w celu rejestracji. Myślę o tym jak oni się czują na tej ziemi jałowej, która zapewne różni się od wyobrażeń. Myślę o Niemcach, jak naiwnie wierzą w asymilację. Gdy dzisiaj podczas obiadu wywiązała się rozmowa jeden z nich, w moim wieku, z zapałem deklarował że ich, Niemców, misją i zadaniem, jest imigrantów integrować, uczyć języka, europejskiej kultury. Nie mogę uwierzyć w ich naiwność, jednocześnie mi ona imponuje. Chyba naprawdę wynika ze zwykłej dobroci serca.

Zabudowa rozrzedza się, staje się coraz niższa. Ciągle się wspinam. Mijam wille, pamiętające czasy świetności Drugiej Rzeszy. Wreszcie dochodzę na szczyt wzgórza. Tam zdobiona brama na cmentarz, za którą z ciemności wyłania się strzelista kaplica. Siadam na parapecie kwiaciarni. Powoli zapalam papierosa, biorę głęboki wdech. Uspokajam się, zamykam oczy. Gdy je otwieram, patrzę na gwiazdy. Mijają mnie pojedyncze samochody. Miasto jak wymarłe, spokój. 

Po chwili ruszam dalej, choć miałem ochotę siedzieć tam przez całą noc. Wzgórze zaczyna opadać, mijam kolejne wille, wreszcie otwiera się panorama na miasto. Jest w tym coś pięknego i cichego. Noc jest chłodna, wilgotna. Patrzę na ludzi za oknami ciepłych domów, mam ochotę zapukać i poprosić o wpuszczenie mnie. Potrzebuję czyjejś obecności. Mam ochotę wygadać się obcym ludziom w ich własnym domu. Powstrzymuję się. Schodzę wąskimi schodkami, zostawiam za sobą tę bogatą dzielnicę. Docieram do blokowiska, grubiańskie płyty połączone ze sobą jak klocki. Patrzę ponad siebie, księżyc za chmurami, gwiazdy, światło się rozprasza. Jeszcze parę kroków, opuszczone garaże, potem ciemność. 

Wychodzę z miasta, zostawiam je za sobą jak ciężar, przede mną linie wzgórz na tle rozgwieżdżonego nieba. Myślę o tym co dał mi pobyt tutaj, w Niemczech. Życiową klęskę, zwątpienie w mój kontynent, dużo smutku, ale też niezwykłe znajomości, wspomnienia, pewną lekcję o życiu. Idę błotnistą ścieżką po zboczu wzgórza. Przypominam sobie spokój, którego szukałem jadąc w podróż rowerem dwa miesiące temu. Nie myślałem że znajdę go tutaj, na wzgórzach Turyngii. Jestem sam, nikogo nie ma już ani w zasięgu mojego wzroku, ani w zasięgu moich myśli. Przynajmniej na chwilę czuję się uwolniony. Odwracam się ostatni raz za siebie, pomiędzy wzgórzami znikają światła miasta. Przede mną jeszcze długa droga do domu. Ruszam znów przed siebie. Zaczyna padać deszcz.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz